Jul
|
Jaś
|
|
Środa, 24 września -- wstęp
Samochód podobno już jeździ. Wczoraj rzeczywiście przejechał 136 km i
problemy się nie objawiły. Jak przejedzie jeszcze 30 razy tyle to w
końcu przyznam, że to dobry samochód. No dobra, lubię go... ale przygnam,
że opłacało się go kupić.
Czwartek -- ostateczny termin wyjazdu.
|
|
Czwartek, 25 września, 20:07
Pakowanie do samochodu -- jakieś 20 minut. Dobrze, że nie wzięliśmy
pasażera. Musiałby chyba dysponować przyczepą. Czego my tyle
mamy???
Pierwszy etap: Warszawa -- Malichy.
Gotowi do drogi...
PS. Na nasz specjalnie wymyty na drogę samochód spadł w nocy deszcz,
i już nie jest to nawoskowany błysk. Wszystko jest w drobne ciapki.
To się nazywa świństwo!
|
|
Piątek, 26 września
Znowu w aucie pod naszym mieszkaniem. Znów ruszamy. Ale tym razem
ostatecznie!!! I tym razem z Zieloną Kartą!
Pa pa domku! (to wszystko na pewno przez to, żeśmy się z nim wczoraj
nie pożegnali.
|
|
Sobota, 16:30
Niemcy remontują autostrady! Na naszej trasie już z 15 razy!
Ale żeby 3 pasy ograniczyć do jednego a w dodatku na pozostałych
dwóch nic nie robić to już przesada. Około półtorej godziny w korku.
A moglibyśmy przejechać 160 km w tym czasie...
Teraz przerwa na obiad Julia wzięła danie dnia: Grillhaxe.
Kelner słabo mówił po angielsku i na pytanie -- co to? --
wytłumaczył tylko, że duże.
Danie nie spełniło jej oczekiwań i wcale się nie bardzo kojarzyło
z tym co my zazwyczaj podajemy z grilla.
Także je teraz mój steak z papryką (której też niezbyt lubi), a
ja siedzę przed gigantyczną golonką.
Grillhaxe! Zapamiętamy to słowo.
Sobota, wieczór
Pierwsza noc we Francji.
Nancy nocą wydaje się całkiem przyjemne. Zrobiliśmy kilka kółek autem,
po jednej starej dzielnicy która nie pamiętam jak się nazywa.
Wiedzieliśmy że powinna być fajna, bo koleżanka powiedziała, żebyśmy
tam wynajęli mieszkanie.
Potem ruszyliśmy na poszukiwanie hotelu. Jedną Formułę minęliśmy
wjeżdżając do Nancy autostradą, także tam trafiliśmy bez większych
problemów. Wszystkie pokoje zajęte poinformowała nas automatyczna
recepcja (coś jakby bankomat) przed hotelem.
Nie zrażeni ruszyliśmy do następnego hotelu, który wypatrzyliśmy po
drodze. Wszystko zajęte. Zaczęliśmy bardziej nerwowo jeździć po
pustawym Nancy, ale bez mapy nie było łatwo zlokalizować kolejne
IBISy i Formuły (chociaż nawet mieliśmy ich adresy). Zdesperowani i
coraz bardziej śpiący zatrzymaliśmy się pod MacDonaldem, żeby obejrzeć
przydrożną mapę, ale i z tego nic nie wynikło. Nie mogliśmy się
znaleźć na tej mapie.
W końcu ruszyliśmy autostradą (kierunkowskaz pokazywał znaczek
autostrady i "wszystkie kierunki") i przypadkiem natrafiliśmy na
kolejną Formułę.
Ucieszyła nas otwarta "ludzka" recepcja - takiej można się spytać o coś
nawet jeśli nie ma wolnych miejsc. Miejsca jak się wydaje były, ale
pan dosyć miło poinformował nas, że skoro jesteśmy Polakami to on nas
przyjąć nie może. Nie może i już. Takie polecenie dyrekcji czy
Policji (ja już sam nie wiem - w szczególności że rozmowa była
prowadzona głównie po francusku a zatem bez mojego udziału). Poradził
nam też żeby próbować w pobliskim ETAPsie, bo tam jest automat, który
narodowości nie sprawdza.
Od pana trochę czuć było alkoholem i zastanawiam się na ile jego
instrukcje rzeczywiście były "z góry" a na ile to jego prywatny odwet
za "Freedom Fries" itp.
Koniec końców ETAPsie miejsce było. Chyba ostatnie. Całe szczęście
bo niektórzy z nas byli już baaardzo zmęczeni, więc źli.
I tak idziemy spać w pokoju dla niepełnosprawnych, Nancy, Francja.
(*) Jakby ktoś nie wiedział - Amerykanie przemianowali French Fries
na złość francuzom...
|
|
Niedziela, 10:00
Do boju!
(Czy w tym socjalistycznym kraju da się kupić śniadanie w niedzielę,
a może nawet plan Nancy by się udało?)
Niedziela
W pewnym momencie nas olśniło -- nie tylko sieci hoteli jak ETAPs,
czy Fromule 1 oferują tanie pokoje i natychmiast znaleźliśmy pokój
w niewielkim hoteliku w samym centrum Nancy (ETAPsy są na obrzeżach
i piechotą się raczej do centrum nie dojdzie). I nikt nas o
narodowość nie pytał.
Tak w ogóle to Francuzi w Nancy wydają się być całkiem mili.
Ani razu na mnie nie trąbneli choć wlekliśmy się strasznie
po wąskich uliczkach (a podobno nie przepuszczają nikomu, kto choć
trochę zwolni...). Tylko raz widziałem nerwową reakcje u kierowców
tego miasta, ale dopiero gdy jakiś przechodzień spostrzegł kumpla w
jadącego uliczką i obaj zaczęli gadać na środku ulicy nie
zważając na to że blokują całe skrzyżowanie.
FRL - Francuska Republika Ludowa, tak sobie ich po cichu nazywam.
W niedziele wszystko tu jest martwe. Że w żadnej instytucji się
nic nie załatwi, na Uniwersytet nie wejdzie itp. to oczywiste.
Ale również wielkie centa handlowe, Carrefoury i inne są zamknięte
na cztery spusty. Aż dziwne, że u nas walczą z takim zapałem, żeby
móc być otwartymi przez cały tydzień. Z innych niespodzianek
automaty na stacjach benzynowych nie chcą mojej karty VISA.
Trochę to wkurzające. Na szczęście była jakaś "obsługowa".
Kupiliśmy mapę Nancy. Życie stało się odrobinę prostsze.
Włóczyliśmy się bez specjalnego celu przez większość dnia.
Szukanie mieszkania jutro. Julia się boi, że jesteśmy za późno
i że wszystko już będzie wynajęte. Moim zdaniem to najwyżej
kwestia ceny lub odległości. Na starym mieście było by fajnie...
Tam widać ludzi nawet w niedzielę! Jest targ staroci i jeden
otwarty(!) sklepik spożywczy.
Na targu usłyszałem Polski język, choć przez moment miałem
wątpliwości. Niektórzy Polacy, którzy "parlają" i gdy
mówią po polsku brzmią jak po francusku.
Cztery dziewczyny które też się właśnie zgadały, w tym jedna
-- Ewa, już po raz drugi w Nancy. Udzieliła nam trochę rad
i powiedziała, że co wtorek Francuzi organizują nieformalne
spotkania dla obcokrajowych studentów w jednej z knajp (na
co towarzyszący jej nie-Polak podchwycił "knajpa!").
Dowiedziałem się też że na wydziale humanistycznym są świetne
kursy francuskiego (ESPP czy jakoś tak, w każdym razie chyba na 'E').
Od innej polki dowiedziałem się, że lista oczekujących na wolne
miejsce ma ze 400 osób i od Julii, że też się emailem pytała i
oni odpowiedzieli że już w marcu musieli zacząć odmawiać.
Jutro zobaczymy czy coś się uda.
Bez francuskiego to się tu dość głupio czuje. Oni tu wszyscy mówią
po francusku!
Miasto jest dość kameralne, stare i ładne. Na razie nie robiłem dużo
zdjęć. Tak naprawdę tylko jedno -- takiego złamanego słupka,
ale nie można powiedzieć, żeby to zdjęcie dobrze oddawało Nancy.
|
|
Poniedziałek
Nancy:
Jest dużo takich:
Jest pałac Stanisława Leszczyńskiego, którego tu nazywają po prostu
Stansilasem.
Stanisława, który po zakończeniu kariery politycznej w Polsce został
tu księciem Lotaryngii i Baru, uwielbiają, wszystko jest Stanislasa:
restauracje, sklepy muzyczne, ulice, place, pałace, na pewno nawet
jakaś toaleta została nazwana jego imieniem.
Francuzi nie są normalni. Restauracje mają tu przerwę obiadową,
no sami zgadnijcie... w porze obiadowej. Tego nawet w Jabłonkowie
nie wymyślili. Nawet parkometry mają tu przerwę od 12 do 14.
Skończyliśmy na Kebabie (byliśmy jedyni w lokalu).
Dzień spędziliśmy na rozpoznawaniu miasta i ofert wynajmu. Co prawda
zazwyczaj albo nikt nie podnosił słuchawki, albo było już wynajęte,
ale pozostajemy dobrej myśli. Namierzyliśmy jedno ogłoszenie,
które mi się całkiem podoba, bo w treści występuje skrót ADSL.
Dzisiaj kupimy lokalną wersję Simplusa, żeby właściciele mogli
do nas oddzwonić.
Poza tym spotkani przy śniadaniu bardzo mili Kolumbijczycy --
Natalia i Santiago którzy przyjechali tu jak coś w rodzaju
nauczycieli hiszpańskiego obiecali spytać czy ewentualnie moglibyśmy
dostać tani pokój przy liceum, do czasu aż znajdziemy coś
lepszego. Tylko trochę to daleko.
Jak na razie znalazłem kafejkę internetową i już mnie gonią do
pracy.
|
|
Wtorek, rano
Założenie na dziś: znajdujemy fajne mieszkanie!
I znowu nie wiem czy nie będziemy musieli zaraz zabrać swoich
rzeczy z hotelu, bo ciągle przedłużają nam z dnia na dzień
jeśli ktoś nie potwierdzi rezerwacji. No nic, zobaczymy.
Ok. Znaleźliśmy kilka mieszkań. Jedno wolne od końca tygodnia,
pokazywali na młodzi wesoli ludzie którzy się będą wyprowadzać.
Jednak trochę daleko. I na ulicy ślady wybitych szyb samochodowych.
Ale za to zdążają się wolne miejsca do parkowania w okolicy.
A o to nie zawsze jest łatwo. Nawet wymyśliłem jednostkę pomiaru
wolnych miejsc. Należy zmierzyć jak długo wolne miejsce zachowuje
swój stan. Na placu Leopolda, takim dużym obok którego mieszkamy,
większość miejsc jest płatna. Tylko trochę wzdłuż ulicy jest
darmowych. Pierwszego dnia cudem znaleźliśmy tam wolne miejsce i do
tej pory tam stoimy.
Kolejne mieszkanie to to z ADSLem -- spotkaliśmy tam miłego pana,
który właśnie kończył je remontować. Okazał się być tatą właściciela
i bardzo nas namawiał. Niestety cena, 380E i okna bezpośrednio na
ruchliwą ulicę trochę odstraszają. Za to kuchnia ładna,
wyremontowana, łazienka też niczego sobie. Przeciwieństwo tych w
poprzednim mieszkaniu.
Trzecie -- z ogłoszenia agencji nieruchomości. Miejsce i dom podobał
się nam już wcześniej. Cena też <200E. Tylko ktoś umówił się na
oglądanie przed nami i im bardziej agent, który miał nam mieszkanie
pokazać, się spóźniał, tym bardziej byliśmy przekonani, że
poprzednicy je wzięli i nas nawet nie zawiadomią.
Agent w końcu przyszedł. Mieszkanie malutkie, trochę obłazi farba,
fajny widok przez okno (nic nie zasłania, widać dachy domów i jakieś
górki, żadnych ulic), na pytanie gdzie jest kuchnia, pan wskazał
zlew w przejściu do łazienki i powiedział, że oni to nazywają
kuchnią.
No ale w końcu miało to być "Studio" czyli coś mniej niż M1 po
francusku nazywane F1. No i za taką cenę...
Stwierdziliśmy że lepiej wziąć tanie, a za zaoszczędzone pieniądze i
tak kupimy jakieś wyposażenie kuchni, niż brać wyposażone za
>300E. I tak żadne z tych które widzieliśmy nie miało mebli.
Zdecydowaliśmy się brać to studio. I tu się zaczęło. Bo we Francji,
żeby nie-europejczyk mógł wynająć mieszkanie, musi mieć europejskiego
gwaranta. A gwarant musi wykazać się dochodami, zeznaniami
podatkowymi, a na koniec wysłać odręcznie podpisane zobowiązania
do pokrycia wszystkich kosztów itp. itd. Najszybciej klucze
dostaniemy w poniedziałek.
Zrezygnowani poszliśmy sobie do hotelu, mówiąc że się zastanowimy.
Na szczęście Julia ma tu rodzinę, ale ile czasu to wszystko
zajmie...!
Na obiad znów jakaś kanapka...
|
|
|